Był Ikar
drap mnie, i wydrap mnie, i krzycz,
mówisz, że znowu brzuch boli cię,
że ja nie umiem dobrze w życie,
że dobrze umiem tylko śnić.
Na szyi ciepła dłoni pętla,
pode mną przepaść mieszka, a
ja znam tę przepaść, ona mnie zna,
kapie gwiazd kwaśny deszcz z kłów nieba,
że może lepiej by już spaść.
Ja tych zastrzyków nie chcę, nie chcę,
krótkie rozbłyski, głuchy huk,
już chyba lepiej zlecieć wreszcie
w zimną, bezdenną, czarną przestrzeń
runąć jak Ikar spod chmur w dół.