Samotność dobra jak chleb
tę sukienkę w maki –
– krwisto-mięsne
jak szponder z niedzielnego rosołu
oddała ją piekarzowi
za jeszcze jeden bochenek
z księżycowej mąki
na tym świecie – lustra mają takie zimne oczy
uśmiechnęła się na widok
diamentowych wróżek
pęczniejących spod paznokci
z jej rozwartych nadgarstków
leniwie wypełzają zielone gąsienice
spójrz – mój drogi – ile niewyklutych uniesień
i scen zazdrości
skrywa pod sercem
ta śnieżna niewiasta
piastująca moje imię