Rozalia
- Co u Ciebie?
- Jestem zmęczona, jak zawsze po pracy. Tylko po to przyszedłeś, by mnie o to spytać ?
(Zaciąga się papierosem)
- Nie, tak tylko...z grzeczności.
- Aha, kawy nie mam, ani nic słodkiego. Nie licz więc na poczęstunek.
- Nieszkodzi, ja tylko na chwilę.
- No to, czego jeszcze chcesz ?
- Nadal z nim jesteś ?
- A o którego pytasz ? Teraz jest ich dwóch.
- Żonaci? Nie przeszkadza Ci to ?
- Nie wiem, czy żonaci , nie obchodzi mnie ... jak widać nie przeszkadza, lubię być adorowana.
(Kolejny raz zaciąga się papierosem)
(W drugim pokoju dostrzegam dziecko - dziewczynkę. Płacze. Głowę chowa w kolanach)
- Bratanica do Ciebie przyjechała?
- Tak, mały darmozjad. Śpi w kuchni na podłodze. Muszę zamykać przed nią jedzenie w kredensie. Wiecznie nienajedzona.
(Mówi ciszej) Kluczyk mam w szufladzie. Tylko cicho sza. Nie może go znaleźć.
- Ale ona jest po prostu głodna. Czym ją karmisz? Wodą i suchym chlebem ?
- Musi jej wystarczyć. Nie będę marnować na nią pieniędzy. Wystarczy, że mieszka tu za darmo.
- Dlaczego ona jest taka smutna?
(Zamaszystym gestem wypuszcza dym)
- Dostała porządne lanie, i to skórzanym paskiem od spodni. (Lekko się uśmiecha). Bawiła się na podwórku i pobrudziła sukienkę. Tę sukienkę, którą wczoraj sama osobiście prałam i prasowałam. Zmarnowałam tylko czas.
- Ty chyba nie lubisz dzieci?!
- Banda rozwrzeszczanych bachorów. Same z nimi kłopoty.
- A co z tym dzieckiem B...B...Bartka? Z tym, którym mieszkałaś w czasie Powstania?
- Nie wracajmy do tego.
- Obiecałaś Bartkowi że zaopiekujesz się jego synem !
- Oj, obiecałam, obiecałam...nie chciałam wyjść na nieczułą.
- Bartek poszedł walczyć, a ty zostawiłaś jego syna w lesie, czy...na szosie. Zniknął, przepadł. Nikt go już nigdy nie widział. Biedne dziecko. Żadnych wieści. Nic! On miał tylko osiem lat.
(Czuję przypływ złości)
- Bartek i tak nie wrócił. Zginął.
- To nie jest żadne wytłumaczenie !
(Podnoszę głos)
- Nieważne, dzieciak mi tylko zawadzał.
- Gdybyś go jeszcze oddała do sierocińca, do klasztoru , gdziekolwiek...a ty po prostu....
- Och, daj mi spokój. (Gasi papierosa w popielniczce) Muszę zrobić kolację. Zapowiada się romantyczny wieczór. Tylko we troje, a potem....mhm. Tylko dzieciaka muszę zamknąć w pokoju.
- To ja już pójdę. Nie odprowadzaj mnie !
- Nie będę Cię zatrzymywać.
Ocena wiersza
Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.
Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.
Komentarze
Kolor wiersza: zielony
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Dialog pomiędzy kobieta i mężczyzną obrazuje kobiecą nieczułość w stosunku do dzieci. Obrazuje niedotrzymanie słowa. Obok też obrazuje bezsilność mężczyzny wobec przemocy. Bo nie wiemy dalszych losów... Czy wrócił i pomógł dziewczynce, czy dał przyzwolenie na dalsze głodzenie jej.
Pozdrawiam
Przejmująca opowieść. Pozdrawiam.
Inne wiersze z tej samej kategorii
Inne wiersze tego autora
Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.
Szanowni Użytkownicy
Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).
W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.
O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.
Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.
Czytaj treść polityki prywatności