Wypalone serce
zanim zdołały wzbudzić skórne dreszcze.
Poplątane myśli zamiast uciechy.
Wybrałem spojrzenie czyste i świeże.
Goniłaś motyle co uszły z trzewi,
wystrojone w czerwień, błękity, beże.
W chłodnym dialogu wypatrzyłaś szansę,
na powrót uniesień pod dachem magii.
Lecz uznałem że czas kończyć tę farsę.
Serce ostygło, zegar wybił koniec.
Znałem doskonale starą prawdę że;
nie wskrzesi uczucia to co nie płonie.
Zabrałaś motyle, choć też cierpiały.
Z licem pobladłym zadartym ku górze,
odeszłaś w ciemność a gwiazdy milczały.