Piszę życiorys
Urodziłem się, (chociaż tego faktu
do końca pewny nie jestem),
w wieku ciała, a nie Internetu,
co chwalę sobie niepomiernie.
Od młodości znałem bowiem dotyk
ręki na przywitanie, zamiast migającego
zwiastuna w komórce czy laptopie.
Czułem też oddech mowy, grymas niechęci
ale i przyjaźni. Także ból odległości,
gdy telefon milczał, a list nie przychodził.
Z takiej tęsknoty rodziły się wiersze
mocniejsze niż wino, wtedy tak paskudne,
że dziś bym go nie wypił. Ale wiersze
nie były gorsze niż wczoraj. I ten zapach
świeżego deszczu (prognozy były do kitu),
który zaskakiwał w odpowiednim momencie
by zdjąć swoją bluzę i okryć ją. Jedyną.