Samotność
Okrywam się rękami obiema
Myśli drżą, jak smutna jodła
O szczęściu tęsknocie – dziś jest podła
Brak jej ubarwienia, brak jej blasku
Wschodzące słońce dziś w potrzasku
To samotność, co rozrywa od środka
Wszyscy wokół, jak na szczury trutka
A wokół gorących serc bicie
Śmiejących się wieczorem, wypoczętych o świcie
Gotowi, niczym ładowana bateria
Otwarci na nowe kryteria
Gorycz i nostalgia im nieznana
Powiew sytości spełnienia na tacy podana
Iluzja iluzję pogania
Gdy patrzę na ludzi zmagania
Czystość w oczach, obłuda w mowie
Tylko wiara trefna nam powie
Że serca ich pokorne
Lecz idee te wielce oporne
I w kręte ścieżki nas zaproszą
I koniec końców śmiechem okraszą
Gdyż życia ścieżki kreujemy sami
Przeżywamy wzloty, jak i spadki
Wstajemy z kolan widząc szczęście nad nami
Które wiernie wypracowaliśmy – a to okaz rzadki
Mijam ludu pachołki, jak zwinny narciarz
Piękną duszę u boku ma zwyczajny farciarz
Idę sam przez to bagno grząskie
Przez stłoczone alejki wąskie
By do celu własnym bytem dotrzeć
I wreszcie, by u kresu ścieżki, oczy ze zdumienia przetrzeć