Nocą...
W głowie huczy tęsknota Jej głosu
Wzrok wspięty ku górze
Wciąż wypatruje miłości burzę
Wzdycham ciężko, jakby ze zmęczenia
Ciągle szukając sensu życia natchnienia
Bo do śmierci zbliżyć się nie raczę
Kiedy przez bujność życia kroczę
Kładę się na trawie z myślą, że gwiazdy coś powiedzą
Jednak, gdy one się dowiedzą
Jak wielkie plany mam na przyszłość
To zaśmieją się w twarz mówiąc – twój przyjaciel to teraźniejszość
Może i racja… może powinienem żyć rzeczywistością…
Zamiast ubolewać nad swoją słabością…
Ale jak? Kiedy w życiu czegoś brakuje
To człowieka prędzej zrujnuje
Niż otrząśnie się i spojrzy sobie szczerze w oczy
I zobaczy, jaką „wyjątkową” ścieżką kroczy
W gwiazdach jedyna racja
Że ogrom mej miłości wysoce jak arystokracja
Przynajmniej tak to oceniam porównując do innych...
Nie obrażając nikogo, nie szukając winnych…
Co z tego, że doskonale wiem, iż esencja życia
To wartość racji swego bycia
Jednak każdy człowiek potrzebuje pewnej odskoczni
Być może właśnie w gwiazdach potajemnie szukając wyroczni…
Zamknąć oczy i odpłynąć…
Gdzieś daleko tak po prostu się rozpłynąć…
W marzeniach mocy…
Bo co innego mam do roboty tej błogiej nocy?