„Bursztyn chwili”
świt się narodził z westchnień istnienia,
tam, gdzie milczenie mówi najwięcej,
a czas w bursztynie zamyka serce.
Czy dzień naprawdę tu się zaczyna,
czy tylko złudzeń gra wielka chwila,
czy wschód obietnicą która bez treści,
czy może tęsknota, co w nas się mieści?
Na brzegu ciszy, gdzie świt się przemyka,
tam serce słucha, choć nikt nie dotyka,
w spojrzeniu chwili — sens się ukrywa,
bo piękno to echo, co w duszy przebywa.
Fale — jak myśli, co powracają,
choć nigdy dwa razy nie opowiadają,
piasek jak chwile, co tańczą w locie,
znikają, nim zdołasz je chwycić w dłonie.
Bryza — jak oddech, co nie zna granic,
czy to przypadek, czy ślad na plaży?
Mewy pytaniem, co krążą w duszy,
morze jak odpowiedź, co w sercu się budzi.
Bursztyn jak pamięć, się nie starzeje,
choć blask jej zależy od tego, kto patrzy,
bo może piękno to nie rzecz sama w sobie,
lecz jest spojrzeniem, co sens daje Tobie.
Tak świt przychodzi, by trwać co może,
jest przypomnieniem, że czas wszystko może,
miłość, wspomnienia, cień melancholii,
to sen jest w duszy, co ciszę rozgoni.
I choć świt minie, jak sen bez słowa,
w sercu zostanie ta pieśń — bez końca,
bo każdy oddech, co w ciszy się rodzi,
jest śladem miłości, co czasu nie zwodzi.