II. Już jesteśmy bezpieczne
„Ona przemówi.
Nie krzykiem.
Nie łzami.
Szeptem,
który boli bardziej niż wrzask”
Zabrałeś mi spokój.
Nie pytałeś.
Nie przeprosiłeś.
Nie wróciłeś.
Myślałeś, że zapomnę.
Że zamilknę.
Że zgasnę.
Ale ja żyję.
Z raną.
Z gniewem.
Z siłą, której nie znałeś.
Nie jestem już tą, którą złamałeś.
Nie jestem już tą, która ufa.
Nie jestem już tą, która czeka.
Jestem tą, która pamięta.
Która widzi.
Która nie da się oszukać.
Nie chcę Twoich słów.
Nie chcę Twojego spojrzenia.
Nie chcę Ciebie.
Chcę siebie.
Całą.
Prawdziwą.
Bez Ciebie.
„Przebudzenie”
„Oto Jej przebudzenie.
Nie jest głośne.
Nie jest spektakularne.
Ale jest prawdziwe.
I silne.”
Obudziła się.
Nie przez światło.
Przez ciszę.
Ciszę, która nie bolała.
Już nie.
Spojrzała w lustro.
Nie szukała Jego.
Szukała siebie.
I znalazła.
Nie była już tą, którą złamał.
Była tą, która przetrwała.
Która oddycha.
Która czuje.
Która chce żyć.
Nie dla Niego.
Nie dla nich.
Dla siebie.
„Wiara”
Z każdym krokiem — mniej lęku.
Z każdym oddechem — więcej siły.
Z każdym spojrzeniem — więcej Jej.
Nie musi być idealna.
Nie musi być kochana.
Nie musi być rozumiana.
Musi być sobą.
I to wystarczy.
Zaczęła mówić.
Nie szeptem.
Głośno.
Do świata.
Do siebie.
„Jestem.”
„Byłam.”
„Będę.”
Nie złamiesz mnie.
Bo już się złożyłam.
Na nowo.
Silniejsza.
Prawdziwa.
„Spotkanie”
„Ona już nie szuka.
Nie musi.
Bo znalazła.
Siebie.”
Nie był to mężczyzna.
Nie był to wybawca.
Nie był to ktoś, kto miał ją naprawić.
To była Ona.
W pełni.
Bez maski.
Bez lęku.
Spojrzała sobie w oczy.
Nie uciekła.
Nie wstydziła się.
Nie przepraszała za to, kim jest.
Zobaczyła blizny.
Nie jako słabość.
Jako dowód.
Że przeszła przez piekło.
I nie została tam.
„Zauważona”
Potem pojawił się ktoś.
Nie z różą.
Nie z obietnicą.
Z ciszą.
Z obecnością.
Nie chciał Jej mieć.
Chciał Ją zobaczyć.
Nie dotykał Jej ciała.
Dotknął Jej duszy.
Nie mówił: „Będę inny.”
Mówił: „Widzę Cię.”
Nie obiecywał.
Słuchał.
I Ona nie musiała udawać.
Nie musiała się chronić.
Nie musiała walczyć.
Bo była sobą.
I to wystarczyło.
„O Nim”
„Ona już nie płacze.
Nie drży.
Nie błaga.
Ona mówi.
Z godnością.
Z siłą.
Z prawdą.”
Nie przyszłam, by Cię zranić.
Nie przyszłam, by się zemścić.
Przyszłam, by powiedzieć —
to, czego nigdy nie chciałeś usłyszeć.
Nie jestem tą, którą złamałeś.
Nie jestem tą, którą zostawiłeś.
Jestem tą, która przetrwała.
I zrozumiała.
Zrozumiała, że to nie była miłość.
To była gra.
Twoja.
Ale ja już nie gram.
Nie potrzebuję Twojego żalu.
Nie potrzebuję Twoich słów.
Nie potrzebuję Ciebie.
Bo mam siebie.
I to wystarczy.
Nie mówię z bólem.
Mówię z prawdą.
Z tą, którą nosiłam w ciszy.
Z tą, którą teraz wypowiadam —
dla siebie.
Nie dla Ciebie.
„Wolność”
„Oto koniec Jej cyklu.
Nie dramatyczny.
Nie pełen łez.
Cichy.
Prawdziwy.
Wolny.”
To nie jest koniec Jej historii.
To jest początek.
Bez Niego.
Bez lęku.
Bez fałszu.
Już nie szuka miłości.
Ona nią jest.
Już nie szuka ratunku.
Ona się ocaliła.
Nie musi wracać.
Nie musi tłumaczyć.
Nie musi udowadniać.
Ona wie.
Kim jest.
Czego chce.
I dokąd idzie.
A idzie tam,
gdzie nikt Jej nie złamie.
Bo już nikt nie ma tej mocy.
Oprócz Niej.
„Spotkanie z Sobą”
„Ona wraca.
Nie do Niego.
Nie do przeszłości.
Do siebie.
Do tej, którą kiedyś była.
Małej.
Cichej.
Zranionej.”
W śnie,
w wspomnieniu,
w chwili ciszy —
widzi Ją.
Siedzi w kącie.
Z podkulonymi nogami.
Z oczami pełnymi lęku.
Z sercem, które nie rozumie,
dlaczego boli.
Ona podchodzi.
Bez słów.
Bez hałasu.
Z czułością, której nikt Jej nie dał.
Klęka.
Patrzy.
Nie ocenia.
Nie pyta.
Tylko mówi:
„Już jesteśmy bezpieczne.”
”Ukojenie”
Mała Ona nie wierzy.
Jeszcze.
Ale patrzy.
I widzi w oczach tej dorosłej —
prawdę.
Nie obietnicę.
Nie bajkę.
Nie kłamstwo.
Widzi siłę.
Widzi miłość.
Widzi siebie.
I po raz pierwszy
od dawna
przestaje się bać.
Zjednoczenie
Ona bierze Ją za rękę.
Nie prowadzi.
Idą razem.
Nie ma już podziału.
Nie ma już rozdarcia.
Jest całość.
Jest spokój.
Jest dom.
W Niej samej.
Już nie musi szukać.
Już nie musi walczyć.
Już nie musi udawać.
Bo już są.
Razem.
Bezpieczne.
Ten tomik to moje przemyślenia z obserwacji. Napisałem to do każdej kobiety, która przeszła przez piekło, ale nie została tam. To przypomnienie, że największa siła nie leży w zemście, lecz w odzyskaniu siebie.
Jego wyznanie, odpowiedź na jej wyznanie.
„Wyznanie bez skruchy”
Nie piszę, by przeprosić.
Nie piszę, by wrócić.
Piszę, bo wiem, że mnie słyszysz.
I może wciąż czekasz na coś,
czego nigdy nie miałem Ci dać.
Nie obiecywałem.
Nie kłamałem.
Po prostu brałem to, co było.
Twoje zaufanie.
Twoje ciało.
Twoje serce —
choć nigdy go nie chciałem.
Nie rozumiem Twojego bólu.
Nie czuję go.
Nie noszę go.
To Twój ciężar, nie mój.
Nie jestem potworem.
Jestem mężczyzną,
który nie kochał.
Bo nie musiał.
Bo nie chciał.
Ty chciałaś więcej.
Ja — mniej.
Ty budowałaś.
Ja burzyłem.
Nie z zemsty.
Z obojętności.
Nie wracam.
Nie żałuję.
Nie tęsknię.
Ale pamiętam.
Twoje oczy.
Twoje milczenie.
Twoje próby.
I wiem, że przetrwałaś.
Wiem, że już mnie nie potrzebujesz.
Wiem, że jesteś silna.
Ale to nie moja zasługa.
To Twoja.
Więc nie szukaj we mnie winy.
Nie szukaj we mnie żalu.
Nie szukaj we mnie niczego.
Bo nic nie mam.
I nic nie daję.
Piszę, byś wiedziała —
że nie zapomniałem.
Ale też —
że nie żałuję.
A to jej odpowiedź..
„Odpowiedź”
Nie czekałam na ten list.
Nie potrzebowałam go.
Ale przeczytałam.
Z ciekawości.
Z dystansu.
Z miejsca, w którym już mnie nie ma —
dla Ciebie.
Nie zaskoczyłeś mnie.
Znam ten ton.
Bez winy.
Bez żalu.
Bez serca.
Znam te słowa.
Znam tę grę.
Grałeś nią długo.
Ale ja już nie gram.
Nie boli mnie Twoja obojętność.
Nie rani mnie Twoja pustka.
Bo już nie jestem tą,
która czekała na „przepraszam”.
Nie musisz żałować.
Nie musisz rozumieć.
Nie musisz nic.
Bo ja już wszystko wiem.
Wiem, kim jestem.
Wiem, co przeszłam.
Wiem, że przetrwałam —
nie dzięki Tobie,
ale pomimo Ciebie.
Twoje słowa są chłodne.
Moje — prawdziwe.
Twoje spojrzenie jest puste.
Moje — pełne siebie.
Nie piszę, by Cię zranić.
Piszę, by zamknąć.
Piszę, by powiedzieć:
już mnie nie ma tam,
gdzie mnie zostawiłeś.
Nie jestem Twoją historią.
Nie jestem Twoim żalem.
Nie jestem Twoim cieniem.
Jestem sobą.
Całą.
Silną.
Wolną.
I to wystarczy.