a tam siedem smyczków wciąż gra...
zwijam ciało w embrion zasypiam i toczę się w nieznaną przyszłość
codziennie ogrom ufności pokładamy żeby żyć dniem terażniejszym
i nie stać się usuwiskiem znikającym pod hałdami czarnej ziemi
zaufać obietnicom i uśmiechowi porozumienia
telefonom że nie zadzwonią o czwartej rano ze złą wiadomością
nas to nie dotyczy niech oni nagle się obudzą
niech to ich nagły szlag trafi
zaufać że cios sztyletem od środka nie nastąpi
ufać osiom kół samochodu niosących nas autostradą do raju
w środku powiększonego o setki razy roju stalowych szerszeni
ufać przyrzeczeniu że nie opuszczę cię aż do śmierci
miłości z kalendarzykiem bez prezerwatywy
zaufać że nowonarodzone będą mieć po dwie pary kończyn
ufać nadziei że istnieje
zaufać Tobie Chryste czy Tobie Antychryste!
zaufać ludziom i nie naruszyć równowagi na ogromnej szali
czy cierpienie i radość ważą tyle samo
zaufać komuś czemuś innemu wtedy kiedy ręka
jak niewidomy z białą laską z ufnością podąża za ślepą poręczą
prowadzącą w ciemność pod górę w głębię
wiem bez statystyki że gdzieś w jakimś pokoju
tam pod niebem gra Mozart i wiem że te dźwięki są
bardziej rzeczywiste od jakiegokolwiek zaufania