Na dnie zostało
a słowa układały zburzone myśli
w gorący potok życiodajnych uścisków
zbierały szarpiące krople potu
resztki atramentu
w zamglone brzegi jednostajnych reguł
i długich gęstych sylab.
O świcie
z każdego kącika twarzy
słychać było krzyk rozpaczy
nieumiejętność przerażonego uczucia
przetarła ziarenka prawdy
w brak i pył oddechu.
Na dnie zostało
ostatnie kurczące się z zimna słowo
by to wszystko
było tak jak zawsze.
Kto to taki?
Gdzie on jest?
Co mówi, że potrafi.