„Zakazana bliskość”
w którym ciało wie wcześniej niż myśl.
Z przestrzeni, gdzie skóra reaguje szybciej niż rozsądek,
a każdy impuls jest już wyborem,
choć jeszcze nic się nie wydarzyło.
Gdy Cię widzę, coś we mnie zmienia rytm.
Oddech spłyca się niemal niezauważalnie,
ciepło zbiera się nisko, pod żebrami,
jakby ciało przygotowywało się na coś,
co nigdy nie nastąpi.
Twoja obecność działa bez dotyku,
a jednak zostawia ślad,
jak nacisk, który trwa, choć ręka już się cofnęła.
Twoje spojrzenie nie tylko mnie widzi,
ono zatrzymuje się na mnie zbyt długo,
a ja czuję to fizycznie,
jakby przesuwało się po skórze,
powoli, z namysłem.
W tym spojrzeniu jest napięcie,
które rozlewa się we mnie falą,
spokojną, lecz nieodwołalną.
Gdy siedzisz blisko,
moje ciało sztywnieje w czujności.
Mięśnie napinają się nie po to, by działać,
lecz by nie zdradzić reakcji.
Odległość między nami pulsuje,
gęsta, niemal namacalna,
jakby powietrze stawiało opór
każdemu poruszeniu.
Czasem Twoja dłoń drga lekko,
ledwie zauważalnie.
Czasem Twój oddech przyspiesza o ułamek sekundy.
Te drobne zmiany uderzają we mnie mocniej
niż jakikolwiek dotyk.
Czuję, jak ciało odpowiada,
napływem ciepła, ciężarem,
reakcją, której nie muszę nazywać,
by wiedzieć, czym jest.
Uczę się kontrolować ten żar.
Nie przez wyparcie,
lecz przez napięcie,
świadome, precyzyjne, niemal bolesne.
Pozwalam mu trwać we mnie,
skupionemu, zamkniętemu pod skórą,
jak sekret, który żyje własnym rytmem.
Pragnę Cię w sposób,
który nie potrzebuje spełnienia.
Chcę być blisko tak,
by ciało pamiętało,
a granica pozostała nienaruszona.
Wiem, że jeden ruch,
jedno przesunięcie ciężaru,
zmieniłoby wszystko,
dlatego pozostaję nieruchomy.
Kocham Cię w tej napiętej ciszy.
W spojrzeniach, które wywołują reakcję.
W milczeniu, w którym ciało mówi więcej
niż wolno wypowiedzieć.
Tęsknię za Tobą nawet wtedy,
gdy dzieli nas tylko przestrzeń między krzesłami,
bo to, czego pragnę najbardziej,
rozgrywa się pod skórą,
tam, gdzie nie wolno sięgnąć.
Ta bliskość jest zakazana.
I właśnie dlatego
jest tak intensywnie prawdziwa.
Noszę ją w sobie,
jak ciepło, które nie stygnie,
jak napięcie, które nie szuka ulgi,
jak obecność,
która boli bardziej niż brak
i grzeje mocniej niż dotyk.
