Zanim wzlecisz
plączą się tak losy,
jak kordonku pomieszane nici,
ale nie trzeba ciąć,
żeby ich nie zniszczyć.
Usiądźmy kiedyś wieczorem,
jak do układanki
i nitkę, po nitce, z delikatną wprawą,
rozłóżmy powoli,
tę w lewo, tę w prawo...
Na nic nasze szarpanie -
nic przyśpieszyć nie zdoła
szarpnięcie, ni ponaglanie...
bo gwałtowność węzły zaciska,
szansa na rozwikłanie pryska.
I chociaż Maleńka,
zaniosłabym cię na rękach
na sam szczyt góry wysokiej,
skąd najbliżej do nieba,
to wiem, że nie trzeba.
Choć serce wzbiera niepokojem
to wiem, że tę drogę przejść musisz
na własnych kolanach,
kalecząc je o skały,
bo mądrość jest w ranach.
I podobnie jak ptaki
swe młode wyrzucają z gniazda,
by dać im szansę do lotu się wzbić,
tak ja - z miłością spoglądam,
jak ty sama dziś uczysz się żyć.