punkt rosy
książkach pluciu pestkami szysz/yn/ki latem
jak i o ściąganiu cugli hippokampowi który bije
pianę ogonem ciągnąc tratwę z kory mojego
płata czołowego w stronę źródeł strumienia
świadomości kiedy w poprzek przepływają po
światy zostawiając ślady linii papilarnych na całej
powierzchni skóry - na powiekach małżowinach
pod blaszkami paznokci zima się nie skrzyła jak
źrenice tej która przyzywa mnie do siebie niczym
morze półwysep siada mi na ustach czytając
hrabala przemienia w oddech kiedy o świcie
idziemy za las i promienie słońca mieszają się
z cieniami drzew jej włosy ubierają zapach traw
wzlatuję na pierwszej chmurze majaczą w niej
postaci skupione wkoło ognia dłonie rytmicznie
uderzają w membrany bębnów i nic więcej tylko
napisy końcowe wśród nich jestem wyrzutkiem
jak rozbita butelka dosyć banalnie i duszkiem
wypita na progu