kamień
jak ziarno w polu,
co nie dało plonu.
Już nie łudzę się, a jednak
po kryjomu, pielęgnuję cię.
Nie powiem, nie - korzenie
masz głębokie,
sięgają rozumu.
Lecz nigdy nie zakwitniesz
mi w zyciu, wiem.
Jesteś jakby snem,
a przecież na wyciągnięcie dłoni...
Jak cię odgonić skoro kiełkujesz
i obumrzeć nie umiesz?
Leżysz beztrosko na sercu,
niczego nie rozumiesz.
Lecz przyjdzie dzień, wszystko minie.
Dziś słońca nie będzie,
bo rzucam się na ciebie -cieniem.
Jesteś najgorszym cierpieniem.
Nie, nie ziarnem leżysz
lecz kamieniem.