Zamarłem w bezruchu
moje stopy zmieściły się w kropce
skąd widać spieczone wzgórza
i rozpadliny pełne cienia
widok zderza się z mroźnym oddechem
milczenia które zawiera pełnię odpowiedzi
choć mgła wisi w powietrzu
tak jak ptaki – czarne litery powrotów
ja spoglądam dalej
Zamarłem w bezruchu
ugrzęzłem w warstwach uczuć
w plastikowej beznadziei śmieci
w glinie która oblepia stopy i ręce
spowalniam planowy ruch myśli
prowadzących donikąd – do miejsca rozpaczy
zbieram ślady swoich kroków
mój jedyny skarb
zamknięty w skale jak czas
Zamarłem w bezruchu
chowam się w zakamarkach ciała
skazanego na życie – opowieść
od bieli do czerni
księga której nikt nie przeczytał
kończy się niezauważalnie
lecz słyszę – w ciszy dojrzewa słowo
które ocali resztki światła
zanim zgaśnie ostatni wers
