Sonny Rollins "Blue room" i pustelnik
przy oknie siedziałem,
przy oknie z widokiem na wszechświat.
Księżyc mnie dostrzegł,
więc zakrył swą nagość,
chmurą zasłonił się prędko.
W dłoni trzymałem modlitwę, którą
na ustach wciąż miałem od dawna,
a której nie widać końca.
Na zewnątrz widziałem saksofonistę,
który zszedł wolno z mostu,
a za nim w jeansach pustelnik.
Muzyk za winklem wszedł do klasztoru,
asceta zmierzał do parku.
Po chwili odszedł, lecz nie do diabła,
odszedł w przeciwną stronę,
a kroki swoje przecudnie stawiał,
jak dźwięki w ulicznej melodii:
raz po chodniku mocno dziurawym,
a raz na prostej drodze.
Tak właśnie dotarł do celu,
a był nim pokój niebieski.
Z rzęs tam mu opadł deszcz obaw,
że wszystko, co jest
– jest na pokaz.
Usiadł przy oknie
z widokiem na Ziemię,
z nostalgią jazzową spojrzał.
Zrozumiał wówczas bez słów
całkiem zbędnych, że cieniem
okryty jest wszechświat,
że cieniem okryty jest Boga.