Piekielna afera
sączyliśmy palony krupnik
raz za razem,
a później już w „Aferze”
kręciliśmy między mocnymi basami
romanse na parkiecie.
Były poranki
pachnące seksem,
i drobne kłamstwa
przemilczane niezwykle delikatnie,
by skończyć się mogło
to, co zacząć się jeszcze
nie zdążyło wcale.
Były kace moralne
z ogniem buchającym wprost z piekła,
i te gastryczne,
żeby nie zapomnieć o rozliczeniu w niebie
ze słów danych pochopnie.
Nie wiem, ile to wszystko
jest warte,
lecz widzę teraz,
że taka była wówczas potrzeba.
Nie umiem policzyć kroków,
lecz wiem,
że to była bardzo długa droga.
Siedzę właśnie w pustelni,
a jedyną aferę,
jaką próbuje mi diabeł wykręcić,
jest ta o modlitwę –
on krzyczy: Śpiewaj!
a ja milknę
i milknę... Wtedy
( ucieka )