Bóg to wszystko zagarnął
na południu góra i las.
Ku wschodowi pastwiska,
na zachód zaś droga: do sąsiadów,
i do wychodka.
Wielu już weszło
do mojego serca.
Wielu też z niego wyszło,
lecz ślad pozostał.
Nanieśli tu piachu
dość sporo –
więcej niż na wycieraczkę
przed drzwiami pustelni.
Rzucił ktoś także
kilkoma kamieniami,
które opadły jak wielkie
głazy.
Bóg to wszystko zagarnął
swą niewidzialną dłonią,
a później na nowo rozsypał
w kształcie pustyni,
stawiając mnie tam pośrodku.
Z południa na północ
wieje wiatr,
z zachodu na wschód
spoglądam.