Księżycowy pasterz
który zstąpiłeś z nieba
prowadzisz duszę mą
przez błękitne pastwiska
aż na krańce oceanu burz
wskazujesz drogę
przez morze deszczów
gdzie zbieram łzy
zawieszonych nade mną aniołów
każesz mi błądzić
przez pozłacane mgły
morza chmur
gdzie liczę cienie
spadających gwiazd
wędrówka nasza
prowadzi przez
szmaragdowe plaże
gdzie chwytam
mroźny wiatr
w przeźroczyste dłonie
ukołysany
syrenim śpiewem
zasypiam na piasku
nawiedza mnie sen
o gwieździstej nocy
dalekiej planecie
ziemskim domu
o ogrodzie
kwitnącej jabłoni
pod którą moje kości
doświadczają osamotnienia
pasterzu mój
weź mnie w opiekę
jak owcę zabłąkaną
przytul do serca
i udziel namaszczenia
złóż mnie w ofierze
w martwe wody
jeziora śmierci
wielką falą
wezbrany strumień
utuli mnie kocem
do długiego snu
powiadają,
że widzieli Cię pełniącego straż
przy pierwszej pełni