Dokąd wiodą te szlaki?
Mam nadzieję, że choć nie ma tu miejsca na opowiadania, to n ie zostanie ono usunięte. Historia w najmniejszych szczegółach wydarzyła się naprawdę. Miejscowości podane zostały zmienione.
-Wiesz co powiedziałeś przez sen?
Wiedział, że nie zdarza mu się mówić, gdy śpi. Czasem zawyje jak zjawa, podczas koszmarów, czym budzi przestraszonego tym dźwiękiem syna. Domyślał się, że chodzi o ,,wiązankę", którą też słyszał w półśnie, puszczoną swoim mocno obniżonym tonem brzmiącą:
-zajebać ci chu..!
Jednak udał, że nie ma pojęcia co powiedział.
- co?
-zabluzgałeś coś o tym, że komuś wpierdolisz, powiedziała ze śmiechu mało nie rozbryzgując owsianki, którą jadła.
odpowiedział:
- niemożliwe, a pomyślał, że znowu jakieś wspomnienia z bramki wracają, gdzie prawie co weekend trzeba było komuś zaje..ać. Ogląda ostatnio serial ,,Synowie anarchii" do późnych godzin nocnych. Co podkreśliła żona:
- to te filmy o bandziorach. Roześmiał się.
- na pewno!
Takich dziwnie zaczynających się, trwających lub nietypowo kończących się dni trochę przeżył, dlatego ten wcale swoją poranną dziwnością nie zaskakiwał . Co najwyżej wyróżniał się chłodem i jesienną, deszczową, pogodą w kwietniowym miesiącu tej wiosny.
Mimo to jedno spotkanie w tym dniu, sprawiło, że od chwili, gdy w okno jego zaparkowanego samochodu, od strony pasażera zapukała kobieta, do momentu, aż zaczął to spisywać nie był w stanie myśleć o niczym innym.
-Jak tylko wypłacę kasę z bankomatu, kupię chrupiący, przypalony chleb w piekarni u Małeckiego i będę w domu, zacznę pisać, może nawet nie zjem- pomyślał. Muszę o tym napisać
Widział tę znajomą z twarzy, starszą kobietę jak przekracza przejście dla pieszych, idąc na wprost miejsca, gdzie przed chwilą się zatrzymał. Jej pukanie do szyby auta początkowo wpędziło go w poczucie winy, bo stanął po drugiej stronie zebry, na wewnętrznej drodze Placu Konstytucji. Wrzucił wsteczny i chciał wycofać, lecz powstrzymało go jej machanie ręką i łagodny uśmiech. Mówiła coś, czego z ruchu warg nie był w stanie odczytać. Po chwili zapukała. Odsunął szybę, a jej ciepły uśmiech wkradł się do wnętrza samochodu...
Była to Pani Ula, której dawno nie widział, a w maseczce odszytej z bordowego materiału i berecie, początkowo nie poznał. Ta pani była mu znana z publicznych wystąpień na spotkaniach komitetów wyborczych do samorządu niemal w każdej kadencji. Bywała na niektórych sesjach rady gminy oraz różnych imprezach kulturalnych. Mądra i elokwentna kobieta. W pamięci utkwił mu jej ładny, delikatny ton głosu i zdania formułowane poprawną polszczyzną, z niezwykłą umiejętnością kontrolowania emocji swoich wypowiedzi. To cechy oratorskie, których nie posiadał i zazdrościł ludziom.
-Proszę się nie obawiać, nie przeszkadza mi pan w przejściu. Dokąd pan zmierza, czy mogę się zabrać? zapytała swoim łagodnym głosem, odsłaniając maseczkę z twarzy.
- Podjechałem do piekarni po chleb, potem jadę do domu. Odparł.
- Chciałam zapytać dokąd wiodą te szlaki?...
Zapytała, a jej oczy były pełne nadziei, że odpowie. Pytanie to było na tyle pełne poezji, a raczej ze świata widzianego oczami obłąkanych ludzi, jak ich nazywają, że nie wiedział co odpowiedzieć. Obłąkanych? Mówią przecież, że to wariatka.
Prowadzą? szlaki...? dwa słowa, które jak echem odbijały się w jego myślach.
Nie droga, drogi, a szlaki. Ruchliwa wojewódzka ,,siedemset trzydziestka", w najmniejszym stopniu nie przypominała szlaku.
-A dokąd pani chce jechać? Zapytał.
-O to chodzi, że nie wiem, gdzie prowadzą te szlaki.
Wskazując ręką obie możliwe kierunki. Powiedział:
- W tym kierunku do Tomaszowa.
- W tym do Radomia.
Czuł, że coraz bardziej jest mu bliska, a jej szczerość i ufność, jakby spojrzeniem wyrażała, że jest dobrym człowiekiem, dlatego właśnie z nim rozmawia, rozbiło jego introwertyczny mur, twardego, małomównego typa.
Oczy jej miały tyle spokoju, patrzyła ufnym w dobroć ludzką wzrokiem. Tak jak wszystkie babcie patrzą na swoje dorosłe, wychowane przez nie wnuki.
-A do Jasienia którędy?
- Najlepiej przejść przez park, obok pałacu, tam za bramą wjazdową jest droga do Jasienia. Wiedział, że ta odpowiedź tylko jeszcze chwilę podtrzyma, tą naznaczoną jej obecnością, pozornie błahą rozmowę, której koniec był bliski.
-Jeżdżą tam samochody? Zadała ostatnie pytanie, które i tak nie miało znaczenia, bo pani Ula, jak często to się zdarza, spędzi w pobliżu tego placu i przejścia dla pieszych kolejne pół dnia. Istotne jest tylko jedno pytanie. Dokąd wiodą te szlaki?
- Tak jeżdżą, ja jadę za chwilę do domu, może panią gdzieś podwieźć?
W tym momencie przypomniał sobie w myślach, że o tej kobiecie w pracy opowiadał mu Maniek. Kiedyś ktoś ją wywiezie- mówił z troską lecz grożącym tonem.
- Nie dziękuję, już idę, niech panu Bóg błogosławi, szczęść Boże. Pobożna kobieta, pomyślał.
-Pani też życzę wszystkiego dobrego i dużo zdrowia.
W większości życia spotykają nas właśnie takie krótkie momenty, które naznaczają dni, dzieląc na te, gdzie sama wyjątkowość chwili, zmusza do zastanowienia lub dni bez stygmatu refleksji, te tak zwane szare, czy też zwykłe. Chwile: niewiarygodnych wydarzeń, ludzkich rozmów, spotkań, skinień natury, szeptów anioła... Te chwile czasem tak małe i niepozorne, niezauważalne...by mogły zatrzymać.
To dokąd te nasze szlaki wiodą?
Czy nie lepiej patrzeć na świat i ludzi, obłąkanymi jak ,,ich" nazywają oczami? By nie ominąć tego co ważne.