Zamyślenie
ginie lub wraca wredna namolna.
Zanim ujawni swój kształt słowami,
pada przybita przed realiami.
Jak promień słońca wstaje i grzeje,
stłamsi, zgniecie, lub zwróci nadzieję.
A potem znów gdzieś tam się błąka.
Czasem bezbronna chowa po kątach.
Będzie cię gnębić, serce kołatać;
rzewnymi łzami każe zapłakać.
Zabić nie może, zatruje życie,
albo ukryje się znakomicie.
Powróci znowu gdy przyjdzie pora,
wzejdzie z księżycem jak nocna zmora.
Tak się kształtuje ciągle od nowa,
lecz nie powstaje nigdy gotowa.