Nocne przebudzenie
w jego żyłach, cała
ciemnoczerwona, prawie wiśniowa krew zamarzła.
A twarz, jak kreda zbladła.
Serce, zdawało się,
przebija zimne
jak sopel ostrze.
W jednej chwili, niewidzialna ręka, zacisnęła się nie gardle.
Brak tchu, strach.
Zamknął oczy, pomyślał że to już koniec.
Gdy je otworzył, poczuł przyjemne ciepło i zapach ukochanej osoby. Co się stało? - usłyszał.
Przez moment nie wiedział co powiedzieć.
Gdy wteszcie dotarło do niego, że to był sen.
Z ogromną ulgą powiedział-
Kochanie, śniłem że Ciebie nie ma.
Tak bardzo się bałem.
Myślałem że straciłem wszystko!
Kochanie, przecież tu jestem, przytul się i śpij.
Z mocno bijącym sercem,
bał się zamknąć powieki.
Uśmiechając się w duchu,
powtarzał-jak to dobrze,
Panie Boże, że to był tylko sen.
Ponownie, zanurzył się,
w ramiona Morfeusza.