Niewdzięczność
We wiosce, pod lasem.
U studni, do słońca.
Pies leży kudłaty,
ogonem potrząsa.
Jego pani z chatki,
głowę wychyliła
Dłonią, warkocz lekko,
na plecy zrzuciła.
Spojrzała na łąkę, skoszoną przy stawie.
Policzyła dzieci, będące w zabawie.
Błyszczy w słońcu kosa.
W pocie męża czoło. Słychać radość dzieci,
skaczących wesoło.
Ten obrazek odbił,
na jej sercu ciernie.
Wszystko to minęło,
minęło, nie będzie.
Pies zdechł, ze starości.
Mąż odszedł, do Boga.
Dzieci wyjechały,
a ona — nieboga.
Siedzi, w domku sama. W swojej samotności.
Łzy w oczach przeciera, mężowi zazdrości.
Pies i mąż kochany, w zaświatach mieszkają. A „kochane” dzieci, w mieście się szlajają.
Wychowując, z mężem,
miłości uczyły.
A gdy go zabrakło.
Samą zostawiły.
Chustą łzy ociera,
lecz wszystkich nie może.
Modli się — za męża-
weź mnie tam, mój Boże.
Wie, że gdy wymodli,
Boże zmiłowanie.
To znowu usłyszy
„jestem tu, kochanie”