Plaster
i jego pan.
Pani, czasami-
dosyć was mam!
Jeden rysuje,
parkiet pazurem.
A drugi, ciągle,
robi pod górę.
Sierść leży wszędzie.
Szyba zdrapana.
Pantofle w kojcu i czapka pana.
Bluza zrzucona.
Smycz, też gdzieś leży.
Im się wydaje —
że się należy.
Łapy nie poda.
Wodę wyleje.
Ten w nocy chrapie.
Głupio się śmieje.
Pan, niby, głośno
krzyczy, na niego.
A „pyski” liżą,
jeden-drugiego.
Obaj, pies stary,
no i pan jego.
Kochają panią.
Wiedzą dlaczego.
Gdy pani wraca,
jak piłka skacze.
Ty mordo ruda-
znów ci wybaczę.
A pan przytuli,
kwiatkiem "zahaczy"
Ty stary „durniu” -
też ci wybaczy.
Pan kocha psa.
Pies kocha jego.
A pani obu — nie wie dlaczego.