* (gąszcz...)
gąszcz
pochłania
mnie
gąszcz wżera
mi się w mózg
oplata gałęziami klatkę piersiową
ściska
dusi
serce
gąszcz obejmuje mnie
osacza
wbija się w skórę
w tkanki
podskórne
i wypływa
spod niego krew
razem ze mną
na beton
na styczniowy mróz
gąszcz przebija
bańki gałek ocznych
jak kolorowe baloniki
jestem
pomiędzy gałęziami
królikiem bez nory
pożywieniem
lisów i wszystkich
innych zwierząt
nie ucieknę
dokądkolwiek
gąszcz porósł miasta
zalał ulice i pomieszczenia
w których zarabiam na życie w nim
na oddychanie
w nim
na
umieranie
w nim
jak dramatyczna
komediantka
jestem ostatnią
kobietą
w jadowitym gąszczu ssaków
ostatnim mężczyzną
w świecie bezwzględnych kobiet
ostatnią kartką
papieru
rwaną
w zakładzie psychiatrycznym
przez zaślinione palce
ostatnim ziarnem
na placu wśród gołębi
ziarna
nie mają głosu
rąk
nóg
ani skrzydeł…
i innych możliwości
zdezorientowania otoczenia
ucieczką
ziarna mogą tylko czekać
na wiatr
który szarpnie je
gdzie indziej
w gąszcz albo w niebo