Senna dysputa
Tak z sobą samym, wprost od słowa,...
do słowa , aż do wymyślenia.
Choć zdaję mi się, że tu byłaś,
to, tak naprawdę, ciebie nie ma.
Miałem iluzję w spojrzeń prawdzie,
ale to z prawdą się mijało,
chciałem pokochać, albo bardziej -
bardziej niż ta najtrwalsza stałość -
z tobą radość.
Ale nie dane mi radości,
z mitem za rękę lub za biodro.
Mam sny, te o nas , księżycowe,
w jasnej poświacie zmysłowości -
srebrna szczodrość.
Pola i łąki się zamgliły
ornamentyką od Księżyca.
Choć nie mam ciebie,
sny wciąż się śniły,
a w nich to piękno, co zachwyca...
twoje.