Kapelusz z piórkiem
Jakiś lump potrącił mnie korzystając z zapadającego zmroku. Nie dość, że mnie popchnął to jeszcze rechocząc dołożył swoje:
"gdzie leziesz paniusiu, ciamajda niewydarzona...ubrała się taka w kapelusik z piórkiem i damę odstawia!"
Oburzona chciałam go dogonić i zrugać ale rozpłynął się we mgle.
Ale wieczór, westchnęłam ciężko i odwróciłam głowę. Chwila smutku na twarzy przemieniła się w minę "szczęście moje nie zna granic". Właśnie stałam naprzeciwko malutkiej kwiaciarni, a słabe światełko w środku upewniło mnie, że nie wszystko stracone.
Silny podmuch wiatru popchnął mnie na drzwi i chociaż nie dotknęłam klamki w następnej chwili stałam już na środku dużej kwiaciarni, nieproporcjonalnie dużej w porównaniu do niewielkiego szyldu na zewnątrz. Egzotyczne kwiaty przyciągały wzrok, a zapach z gablot z gotowymi wiązankami odurzał zmysły do nieprzytomności. Podłoga tonęła w zielonkawych mrocznych oparach.
Stałam bez ruchu w tej zadziwiającej scenerii, bojąc się zrobić choćby jeden krok naprzód. Z letargu wybudził mnie dziwny jęk i głośne ale chrypliwe "hej". Przez chwilę przeleciało mi przez myśl, że nikt mnie nie znajdzie w tej zabytkowej, a raczej horrorowej kwiaciarni...
gdybym tak zniknęła. Z przerażeniem uzmysłowiłam sobie, że telefon komórkowy zostawiłam w domu, a bujna wyobraźnia zaczyna pisać scenariusz, który mi wcale ale to wcale nie przypadł do gustu.
Cdn.
