delikatne ujęcia
chwytała w dwa palce nasadę plewa
ciągnęła sprawdzając dziewczynka czy chłopiec
czasami wielichna rozchylała pochwę
pozwalając języczkom liściowym
łaskotać szorstka strukturę
w trzonie gromadziła wodę
wszystkie chwile które bały się być
rozumiała
z tymotka odrywała cieniutkie witki
wkładała do ust te najbardziej soczyste
z jeszcze białą końcówką
słodkawy posmak dojrzewających pędów pozostał najdłużej
duże krępy porastające nieużytki
to tam odnalazła spokój
najbardziej kochała krwawnik
na wysokości drewnianej stajni
porastał omszałe platy
mdła woń pomieszana z gorzkim smakiem
i ten delikatny szelest tysiąclist
mowiła spójrz jak skiby łapczywie pochłaniają wodę
nim kropla dosięgnie gleby
trawy upomną się o nią
jak to słońce podarte i rozrzucone
na brzegu sadzawki u Milskich