Mokre spotkanie
Biegłaś boso, klapki w ręku.
Miałaś w sobie tyle rozkoszy,
piękna, dziewiczego wdzięku.
Pamiętam nagły podmuch wiatru,
kałuże ścielące drogę.
Walczyłaś z żywiołem lecz próżno,
"proszę podać dłoń - pomogę."
Na te słowa ust twych półksiężyc,
zaskoczenia nie krył wcale.
"Och dziękuję - bardzo pan miły",
usłyszałem odrętwiale.
Potem jeszcze przez jedną chwilę,
widziałem ciebie speszoną.
Obejrzałaś się w moją stronę,
gładząc sukienkę zmoczoną.