nie pamiętam tytułu
niczym wezbraną rzekę z korytem siegającym serca
trzeba zapleść ręce by było bezpieczniej
odległe południe z okrągłym słońcem nad chatą już zaszło
spójrz woda przelewa się w chmurach
z kluczem ptaków odleciał spokój
szmaty ciaśniej przylegly do pleców
smutek niczym słodkie okruchy zlizane w pośpiechu
stałam się czujna
zapamiętuję każdy kamień raniące stopy
stare ciało bez twardych brodawek
które jak pestki wyplute odrodzi się z ziemi