dłoń w dłoń
skwar podszyty wiatrem od wschodu
rozdmuchuje kruche latawce
niosąc je ponad głową
masz spracowane dłonie
wielkie niczym bochny chleba
pachnące tabaką i mleczem
nic tylko schować w nich dziecko
czasami zagarniam resztki wczorajszych bruzd
wciąż gęstnieje odległość między nami
patrzę na rozrzucone lorafeny
ty tato na złote ładny
nie pytaj mnie o tutaj
ono jest połamane
tylko krok dzieli mnie od skręcenia w tę samą bramę
tam jest inny świat mniej zatroskany