Modlitwa
Łzami się krztuszę, dławię ich solą,
Zerwij swą dłonią ciążniki z mych ramion,
Nędznikiem się stałem, z nędzną swą wolą.
Twego Nieba obwina ma sięgała niesłusznie,
Choć tylko Ciebie kocham, nie zakłamuję,
Pod niedolą każdą Ciebie odnajdywałem,
Teraz wiem, błądziłem, przysięgam, żałuję.
Nie wskażę już Ciebie, a tego, co winny,
Tyś nigdy szkody na mnie nie wylał,
Co wrzątkiem parzyła, pod nią kwiliłem,
Teraz podźwignięty z kolan się wychylam.
Wiem, że się uśmiechasz, kiedy wznoszę modły,
Bo nie masz drugiego takiego jak ja,
Co błądzi wpierw, za pasmo niedoli obwinia,
A kocha w swym sercu, tak w nocy jak za dnia.
Teraz kres naznaczy me niepowodzenia,
I pocznę podążać za Twymi znakami,
A gdy coś zawadzi, znowu mi zawinisz,
Idę do lekarza z ciężkimi halucynacjami.
Wesoły jest Bóg przy swej sile i mocy,
Za którą wzburzył morze, co brzegi zalało,
Zerwał sklepienie nieba nad Ziemią wysoko,
I krzywdy nie zada, Jego serce wybaczało.