Nauczka
Była sobota. Zmierzchało się. Dzień miał się ku końcowi.
Umilkły ptaki. Tylko koty wałęsały się po podwórzu;
a nuż uda się coś zapolować...
Wieś szykowała się do snu. Sołtys Ambroży robił ostatni obchód wokół swojej chałupy - jak każdego wieczoru.
Spokojny, że nic się nie dzieje, poszedł spać.
Zapadła noc.
Nagle zza domu sołtysa wyskoczył jakiś szemrany typ i cichutko wszedł na podwórko. Powolnym krokiem zbliżył się do stajni z końmi
i jednego z nich wyprowadził.
Przez nikogo nie niepokojony, wyszedł wprost na drogę prowadzącą w kierunku jeziora. Doszedłszy nad brzeg akwenu, przywiązał konia do samotnej brzozy i zniknął w ciemnościach...
Nazajutrz, sołtys, jak co rano, poszedł do stajni nakarmić konie...
Jego zdziwienie było ogromne: - Gdzie się podział jeden z ogierów, co się z nim stało?
Pobiegł co sił do sąsiada, ale ten nie znał odpowiedzi na jego pytania. Obaj doszli do wniosku, że ktoś pewnie porwał najdorodniejszego ogiera.
Tymczasem do domu sołtysa przybiegł zdyszany Jędrek, syn brata włodarza wsi i przekazał wieść, że nad jeziorem stoi jakiś koń, przywiązany do drzewa. Chłopi ruszyli, jak mogli najszybciej, na miejsce "chwilowego postoju" sołtysowego ogiera...
Obok konia stał roześmiany od ucha do ucha kum Bolesław.
- A mówiłem, ci, kumie Ambroży: pilnuj koni, bo ci je kiedyś ukradną. Wszyscy parsknęli śmiechem, bo żart Bolesława był przedni.
Od tego czasu sołtys częściej doglądał koni, a historia z "porwaniem" ogiera opowiadana jest we wsi do dzisiaj.
Gliwice 05.05.2025 r.