Metrem mknąc przez miasto uczuć
Linią numer 4 czy 7
Bez znaczenia
Pomykamy przez stacje
przemijające
W bezsensowną nicość odchodzące
Mknąc przez zakamarki miejskiego zgiełku
by ukryć się wśród tłumu
Metrem mknąc przez miasto
Wpatrując się w swe oczy
Nie wierząc w to co boskie
Wierzymy w siebie
Nie patrząc poza nas
Skupieni na sobie
Metrem mknąc przez miasto
W złudzeniu połączeni
mknący kochankowie
Dzień za dniem
przemija
Stylistyczną metaforą
Ciągłości życia naszego
Mkniemy
Metrem mknąc przez miasto
Wysiadamy na kolejnej stacji
Wracając zagubieni
po przechadzce wśród nieważnych momentów
Wśród ludzi
Wracamy na kolejnej stacji
Odwracając się od otwierających się nagle drzwi
Zostajemy razem
Metrem mknąc przez miasto
Otumanieni miłości pyłem
Bez miejskiego odoru próżności
Pomijamy wzrok innych
Siadamy na naszym miejscu
Łączymy nasze dłonie
splatając ze sobą palce
Metrem mknąc przez miasto
Razem w nieznane
na poznanej trasie
niepoznanych emocji
Gardzimy opcjami
Bo my już wybraliśmy
Mkniemy przez uczuciowy świat
Metrem mknąc przez miasto
To nasze metaforyczne życie...