Mój Kamyczku spontaniczny
I urwijmy się we dwoje
Gdzieś na łąkę
Na ławeczkę
Lub do parku na wycieczkę
Przy pogodzie byle jakiej
Usiądziemy przytuleni
W dal swych oczu zapatrzeni
Zabierzemy buteleczkę
I złapiemy łzy w chusteczkę
Nie zjadając soli beczkę
Pokochamy się troszeczkę
Wycałuję Twoje uda
Przecież się zdarzają cuda
Tak w tej miłej atmosferze
W co głęboko dawno wierzę
Zostaniemy kochankami
Którzy w zakamarkach duszy
Mają żar co lód pokruszy
I potrafią też czasami
Nie wzruszając ramionami
Spojrzeć gdzieś wysoko w górę
zakrywając smutku chmurę