Wskrzesić zamordowany umysł _ 1 (proza)
— Co się stało? – zacharczała z tylnego siedzenia Kaszmir.
— Nic, zdawało mi się, że coś, ktoś – skłamałam nieskładnie, ale nie miałam ochoty na wyjaśnienia. – Śpij – dodałam chłodno.
Martwa cisza wisiała w nieruchomym, zastygłym powietrzu. Księżyc osrebrzał górne piętro spalonych drzew. Ich cienie z długimi, wychudzonymi kończynami wyglądały jak anorektyczki. Powoli spływał i kładł misterną sieć bladych prześwitów na wypalonej ziemi. Za zakrętem zobaczyłam szlaban i patrol Gibonów. Dzieliło od nich jakieś pięćset metrów drogi. Wyłączyłam światła i skręciłam bezgłośnie w lewo. Wjechałam w aleję sterczących kikutów drzew, za którymi rozciągała się tylko pustynia zgliszczy.
— Czy zauważyli mnie?
Po chwili, byłam już pewna, że ich przechytrzyłam. Jechałam niesłyszalnie w niemej ciszy. Wiedziałam, że muszę uciekać. Wiedziałam, że jestem poszukiwana listem gończym. Posiadałam przecież ten cholerny segregator. Oni nie odpuszczą. Piekący ból na przedramieniu coraz bardziej doskwierał. Miejsce po wydartym chipie bez zachowania aseptyki, sączyło się śmierdzącą wydzieliną. Takie małe gówno, a tak mocno wrosło w tkankę.
Powróciły wspomnienia do czasów dzieciństwa, kiedy wszystko było takie oczywiste. Rodzice, brat, babcia i beztroskie zabawy. A kiedy mnie porwano, wyrzucono tamte obrazy z pamięci. Często pomiędzy myślami pojawiały się ich śladowe cząstki. Jednak całkowicie wymazano z umysłu twarze. Wykreowano mój wizerunek na podobieństwo klanu rodziny Andrewa i odebrano tożsamość. Zostałam Numerem 7. Nawet nie pamiętałam swojego imienia.
Od rodziców otrzymałam bardzo dobre wykształcenie: Dr. nauk medycznych w zakresie HC*. I zanim całkowicie rządy przeszły w ręce bezwzględnego tyrana, pracowałam w Instytucie Błękitnej Genetyki nad recepturą żółtego antidotum do leczenia chorej wyobraźni obywateli. Laboratorium znajdowało się w piątym skrzydle kliniki. Natomiast ich antidotum miało na celu, wyeliminować z ludzkiego umysłu dobro.
Placówka prowadziła nabór dla wszystkich: ochotników i skazańców, dewiantów, wykolejeńców, obłąkanych i przeznaczonych do eutanazji. Wszystkich bez wyjątków. Główne zadanie stanowiła integracja i dlatego oddziały były mieszane. Codziennie przyjmowano na świat poronione płody, niedonoszone, martwe, z wadami i bez wad noworodki, niezidentyfikowane pokurcze, karły. Codziennie w klatkach umierali starzy i młodzi.
Doktor Andrew przeprowadzał selekcję, kierował do poszczególnych komórek, celem dalszej obserwacji i pobierania narządów. Natomiast ich truchła transportowano do Muzeum Formaliny. Mówiono w kuluarach, że pracował nad produkcją podludzi… W przyszłości miały zarządzać ludzkimi zasobami.
Sekcja 00 znajdowała się na samym dole instytutu. W podziemiach dokonywano bestialskich eksperymentów. Wejścia do mrocznego królestwa doktora Andrewa strzegły uzbrojone Gibony.
Gabinet obsługiwany był przez mechanicznego portiera i znudzone sekretarki o nieskazitelnie poprawnych buźkach porcelanowych lalek.
Krzyki, jakie dochodziły z piwnicznych czeluści, rozdzierały moje jeszcze nie całkiem skamieniałe serce. Wszczepiony identyfikator nie pozwalał jednak na żadne pole manewru. Należałam tylko do swojej pracowni. Obok za drzwiami z przezroczystej błony, w gabinecie numer 7 siedział Obserwator Alamo. Nad drzwiami widniał neonowy napis Przemytnik Nadziei. Wiedziałam, że kiedyś ta skorupa pęknie i wyjdę z tej matni zła.
Okaleczono mnie już na samym początku, kiedy odbierano mi dziewictwo w niewyobrażalnych mękach. Sprawcą tej rzezi był sam Andrew. Już czytając CV, roześmiał się szyderczo i oblizał smakowicie usta.
— W naszym Instytucie nie ma miejsca na świętoszki i skromne panienki – zakomunikował stanowczo. – Tylko zło zwycięży dobro – warczał jak pies.
Nie czekał długo. Już pierwszej nocy dokonano inicjacji.
— Żadnej przyjemności mieć nie będziesz – grzmiał jego głos, kiedy wchodził we mnie.
Potem zostałam przekazana w ręce Gibonów.
Tamtej nocy kilkakrotnie traciłam przytomność. W ciemności słyszałam jęki innych dziewcząt. Świt ukazał w całości moje nagie, okaleczone ciało. Widziałam siebie w lustrach patrzących z każdej ściany. Wtedy też poznałam Kaszmir 9 i Numer 18. Za niedługo ta ostatnia zmarła. Ja z Numerem 9 ocalałyśmy. Przetransportowano nas do Sekcji Izolatek i umieszczono w jednej sali. Kaszmir wysoka, bardzo ładna blondynka, ukryła pamięć z tamtego świata. Zostałyśmy przyjaciółkami, a później kochankami.
*Półkula mózgu (łac. hemispherium cerebri) – parzysta część kresomózgowia. Półkule oddziela szczelina podłużna mózgu, a połączenie nerwowe zapewnia ciało modzelowate. Każda z półkul zawiera zewnętrzną warstwę istoty szarej, zwanej korą mózgu oraz wewnętrzną warstwę istoty.