Tam i tu
słoneczna struktura
zamknęła krzywe cienie.
I choćbym ciągnął do siebie ich kulawość
- zmizernieję.
Tu, w korycie ścieżek
dzwoniącym kamiennym wrzecionem;
łaska się rodzi.
Podaj rękę - ja poprowadzę.
W bosym pochodzie ostry piasek,
rysuje na stopach zmęczenie.
Wycina ostatnie strudziny.
Zbielałym naskórkiem błyszczy owoc
krwistego syropu.
Pić go to żyć.
Rozbełtane chmurzyska kropią to,
co dywanem rozłożyło dla nas
przeznaczenie.
Nie płacz kochana - ból minie.
Tam, ciepłota serc
wymieszana z hutniczą plazmą,
zabrałaby resztki miłości
- mojej i twojej...
Tu, z krwią wyssaną z powłok,
uczuć dla nas wystarczy.
Oby dalej droga wiodła
bez ceremoniału...