Puzzle
ubraną w poranną rosę.
Ja różą czerwoną,
piękną i kłującą.
Gdy rzucam kurwami,
ty leżysz na kanapie
do góry nogami.
Powiedz, gdzie znalazłeś ten spokój?
Gdy biegnę, śpiesząc się
powitać wiosnę.
Ty dopiero zakładasz buty.
Kurtkę zdążysz ubrać na jesień.
Me serce się unosi,
gdy ptaków świergot słyszę,
choć czasem wolę ciszę.
Ty wolisz metalowe maszyny,
utkane nicią technologii.
O mój boże drogi!
Toć to ja o tym nic nie wiem!
Ja chcę tylko ludziom pomagać
i z dobrym humorem wstawać,
choć tak łatwo wcale nie jest.
Bo gdy ja się przejmuję,
twój mózg chłodno analizuje,
gdzie by tu ubić interes.
Jesteś moją ciszą po koncercie,
ja dla Ciebie spektaklem po nużącej lekturze.
Tyś doliną, a ja wzgórzem.
Piękny z nas krajobraz.