ogrzewanie
przenosi w zupełnie inne przestrzenie
ta chwila niczym stop klatka zatrzymuje wszystko na poziomie czucia
oderwana od matki przywiera do ścian wagonu liżąc wilgotne deski z nadzieją na odrobinę wody
jeszcze tak niedawno ogrzewała ciepłotą dłoni śnieg który osiadał na płachcie
by nie uronić kropli
stal przywodzi na myśl latarnie w których dogorywały palone owady
całe roje zbite w jeden wezbrany szum
jak te prześwity wymagające dotarcia
płowieje
ciągłe przejścia pór roku w rozpadlinie kolorów
zza posiwiałych brwi wypływa niebo
teraz wszystko zlało się z bielą jak Ona