Czerwone słońce
obłoku zbliżył się cień ponury...
Drzewa wiatr za korony tarmosi,
liści słyszę szelest w oddali,
piach w gorę się unosi,
na policzku pocałunek wiatru jak zimny dotyk stali...
Twoją twarz widzę,
we włosach rozwianych stoisz zamyślona,
wyciągasz przed siebie dłonie,
podchodzę bliżej i biorę w swe ramiona...
Szybkim krokiem uciekamy przed mrokiem...
Burza ostrzy piorunom pazury,
grzmoty uderzają o ziemię pięściami,
błyskawica rozrywa chmury,
uczynić cud próbuję swoimi słowami...
choć łzy anioła dotykają deszczem,
Twoją dłoń pieszczę...
Drzwi do klatki schodowej otwieram
i mokrą już powoli rozbieram,
windą na najwyższe piętro nieba wjedziemy…