Tydzień dzieci miał... dorosłe
od rana błyszczą złotym słońcem,
chcą gdzieś wyruszyć, lecieć z wiatrem
tak jak dmuchawce z nim tańczące.
Wtorki wciąż pełne entuzjazmu,
zaplanowane, gładko płyną
i, jak to młodzi, przekonane,
że nigdy nogi nie powiną…
Środy – strapione, aby w pędzie
czegoś ważnego nie pominąć;
czwartki – szalone – już by chciały
od paru rzeczy się wywinąć…
Piątki, zmęczone, wciąż się gapią
i żeby zwolnić wreszcie, marzą;
soboty – trochę sfrustrowane
zszarzałą w lustrze własną twarzą…
No, a niedziele – zamyślone –
chciałyby cały świat zdobywać,
a ledwie małą chwilę znajdą,
by trochę choć poodpoczywać…