Metronom
on je pożera,
bezgłośnie,
mechanicznie,
jak stary zegar po dziadku,
co wciąż tyka, choć nikt go nie nakręca.
dzieci Kopernika już dawno
wylądowały na swoich orbitach,
ze złotymi certyfikatami na życie,
z podpisem losu, który ich nie pominął.
a ja wciąż liczę
te same dni, co nie wracają,
skreślam godziny, których nie przeżyłam,
piszę listy do jutra, które nie odpisuje.
świat pędzi.
ja stoję.
słyszę drżenie powietrza
po mijających pociągach,
czuję ciężar cieni tych,
którzy już są „kimś”
i padają na moją twarz.
może ten metronom jest wadliwy?
może takt, w którym idę,
jest po prostu inny?
może to, co wydaje się zatrzymaniem,
to tylko wdech
przed pierwszym krokiem?