Garbaty anioł
Z garbatym kotem na kolanach
I okolicy się przygląda
Skruszonym tynkom, brudnym ścianom
Łza mu się toczy w dół policzka
Poprzez kratery, zmarszczek żleby
Pogłaskał kota lewą ręką
Ulepił wróbla z mokrej gleby
Wypuścił z rąk ptaszynę małą
Ta wzbiła się i tnąc powietrze
Wzleciała nad budynki szare
Unosząc się na ciepłym wietrze
Wtem słońca promień przeciął chmury
Garbaty anioł stanął na dachu
Szczęśliwy, wolny, wyzwolony
W przepaść się rzucił nie czując starchu...