Od dziejów zarania strzelamy we własne kolana
widok przysłaniają skłębione chmury,
spadająca kometa rozświetla mój umysł,
ukazując koszmarny zamysł,
obłąkane odłamki ciałem wstrząsają,
tracę czucie,
migiem wgłąb wnikają,
temperatura rośnie,
taśmowo topnieją oszołomieni przechodnie,
zdmuchnięci z powierzchni,
znikają w powietrzu pełnym wojowniczych płomieni,
to koniec?!
nie dla mnie!
ja latać potrafię,
skóra nadpalona,
skwierczy,
ból mózgiem potrząsa,
mija drobna chwila,
swąd spalonego ciała towarzystwa dotrzyma,
do stratosfery docieram,
wybuch z wysokości nie wygląda groźnie,
na ziemi czy w kosmosie,
gdzie odpowiedzialni za dantejską zbrodnie!?