jantar
surowy Bałtyk nękany sztormami
słoneczne Śródziemie skąpane w błękicie
z lazurowym wybrzeżem i kamienistą plażą
stoisz na skale jak rodyjski kolos
oślepiasz blaskiem pływające statki
marynarze znużeni żeglowaniem
wkrótce zejdą na stały ląd chybotliwym krokiem
ja wznoszę się na wąskim skrawku lądu
na przylądku z trzech stron otoczonym falami
sięgam dalej na północ omijam palące żarem przystanie
zachody słońca budzą mnie jak elektroniczne zegary
obydwoje żyjemy niczym latarnicy
w odmiennych światach i klimatach
połączeni bursztynowym szlakiem już
przemierzanym w antyku przez kupców
czy spoglądasz niekiedy na zapinkę
z zakrzepłej żywicy przed wiekami
ze szczątkiem zastygłej paproci
w lśniącej przezroczystej oprawie
czy czujesz jeszcze przyciąganie
jakie wzmaga ten mały kawałek bursztynu
ciał o przeciwstawnych biegunach
w grece określany elektronem
a w słowiańszczyźnie zwany jantarem
od pokoleń zapomnianym słowem niczym
wyrokiem losu owad wtopiony w skamielinę
w trzeciarzędzie może czwartorzędzie kto to wie
Bożena Joanna
Marzec 2023