cztery pory losu
nagie rączki obejmują ufnie nieznane
trzymają się kurczowo
życia jak pogoda w szkocką kratkę
dorastamy do krzesła do stołu do ślubu
czasami do rozwodu
dojrzali pożeramy zieleń pod każdą postacią
zdziwieni że ziółka nie smakują ziołem
apetyt na życie wzrasta w miarę odchodzenia
aż w końcu dociera do nas
że to nie czas tylko my przemijamy
ręce wiotkie gałązki zawstydzone
swoją niepozornością wypuszczają z dłoni
pępowiny kroplówek zaciskają szyję
umieramy ze wszystkim