Drogą na bacówkę pod Wierchomlą
miękkie jesienne światło
portretuje radość na Twojej twarzy
chwyta uśmiech za uśmiechem
pstryk zamykam tylko dla siebie
zanim jedwabna kurtyna uniesie się
ponad korony drzew i szczyty gór
odsłaniając płomienny spektakl
na chwilę podaj dłoń
urzekajace są barwy górskiej jesieni
zakochać się w niej to takie proste
choć tak trudno opisać tę miłość
tak jak naszą
popatrz tym zboczem w słońcu schodzi złotem
piętrzy się rudą barwą lasów
nabrzmiewa rdzawymi krągłościami Beskidu
pamiętasz byliśmy tacy młodzi
gdy pokazałem Ci góry pierwszy raz
ze wzgórza szarosrebrzystych buków
z konarów oblepionych w ochry i brązy
dotknięte lekkim podmuchem liście
spadają lotem motylim
jak zerwane jednoskrzydłe monarchy
spontanicznie gubią kierunek
falami wznoszą się
odlatują i spoczywają w ziemi
ścielą grube pierzyny z brązu
jeden listek utkany w drugi
tak że nic pod stopami prócz liści
prócz liści tylko my
dziś słońce dopisało promieniami
opowieść o wędrówce
której kres jeszcze nie nadszedł
to już na zawsze zostaną nasze góry
znajome szlaki na których nie raz byliśmy
i te nowe które przejdziemy
łatwiej iść razem blisko
coraz łatwiej