Hipnoza
Wisła swobodnie wylewała się
z koryta, brudne bajora zabierają
zielony skwer, nikt się temu
nie dziwi, tak jest co roku.
Biały domek babci stoi na górce,
z dołu roztacza się widok
na spichlerze, jak zawieje wiatr
czuje się zapach podgniłych
jabłek, o zbożu nie pamiętają
nawet najstarsi.
Lato zawsze jest tu ciepłe,
a wapienne wzgórza porośnięte
krzewami berberysu.
Koło małego domku kręci się
podejrzanie gruba kotka,
w komórce beczy głupia koza.
Sielsko, jak u Pana Boga za piecem!
Kotka gdzieś się zapodziała, babcia
przeszukuje każdy kąt, kotka zniknęła
jak kamfora.
Nieprawda! Jest, tylko jakaś chuda,
bardzo wygłodzona, kręci się
wokół nóg babci,
wychłeptuje mleko z miseczki
i znowu znika. - Jest, jest!
Podskakuję, klaszczę w dłonie.
W zębach niesie małą puchatą kulkę,
kładzie przy schodkach, druga,
trzecia i kolejne, ile? Pięć, sześć.
Kwilą, bezbronne i ślepe.
Wykrzykuję
- mam małe kotki, są moje!
Nie mogę się doczekać, kiedy będą
widziały. Liczę dni, siódmy, ósmy
już blisko.
Rano, dziewiąty dzień zbliżam się
do pudełka, jest puste,
nie ma kotków, słyszę miauczenie kotki. Wołam
- babciu zniknęły moje kotki -
cisza!
Przyszła babcia, wytrzepuje czarny
woreczek.
...
Popatrz niedługo pójdziemy na plażę,
Wisła wraca do siebie.
1...2...3... jesteś dorosła i zapomniałaś
wszystko.