defloracja duszy
cisza podzieliła wieczór
zamykam oczy by móc widzieć więcej
wokół mnie zimne dłonie zmieniają sygnalizacje świetlne
ich języki zlizują osiadły na nich kurz
moja dusza jak błona najczystszej z dziewic
czeka na deflorację
może kilka wierszy Bukowskiego
czytanych naprędce w podłym barze
przy Targowej
zgasnę jak knot dopalonej świecy
ale zanim ostatnia ćma barowa
spłonie w ogniu
zamówię kolejne rozwodnione piwo
doczytam wiersz o dziwce z Manhattanu
aby zrozumieć miłość
może zadzwonię do Beti
ona wciśnie zieloną słuchawkę halucynogennej szafy grającej
i rozmawiać będziemy o poezji Barańczaka
kiedy wyjdę z knajpy
przydrożny znak „ZAKAZ WJAZDU”
zmusi mnie do nocowania na ulicy
zanurzę się w jej zapach
miękkość chodników
odgłosy głodnych kotów
nad ranem pobiegnę w stronę suchych gałęzi
które poprowadzą mnie w niekończące się tunele
krainy wiecznego cienia